11 maj 2010

Biznes-plan poranka.

-Jak wyglądają wasze poranki?- Zapytałam znajomych przedstawicieli rodzin wielodzietnych zastanawiając się, czy mają równie tragiczny przebieg niczym nasze.
-Oj, nie pytaj!- Pruliński westchnął ciężko tonem doświadczonego ojca.

Dla mnie, początki dnia są najcięższe, nie tylko ze względu na bolesną konieczność wstania. To też stanowi dramat sam w sobie. Jednak najbardziej rozdziera mnie walka o "wyszykowanie dzieci". W biznes-planie poranka nie ma nic frapującego; obudzić, odcedzić, nasmarować mazidłem, przebrać, podać żelazo, nakarmić, napoić, umyć (a starszego zagonić do mycia), ubrać (bądź do ubrania zagonić), wyposażyć w drugie śniadanie, odprowadzić do szkoły. Proste, wręcz banalne... w teorii. Bowiem, przy realizacji planu, jak w przypadku każdego karkołomnego przedsięwzięcia, napotykamy na (jakby to nazwać delikatnie) nieprzewidziane trudności. Trudności są zazwyczaj dwie: mała i większa.
Mała budzi się radośnie. Nadaje rzeczywistości charakter chaosu -rozrzuca, wyjmuje, rozwija, wyciąga, drze na kawałeczki). Ucieka, najczęściej na golasa. Chichocze. Krzyczy.

Większa nie chce wstać, a potem wydarzenia same przyjmują "logiczny" bieg. Woda się sama rozlewa w łazience. Piżama nie chce się zdjąć. Mleko samo wylewa w kuchni, chwilę przedtem jak wyznało, że nie, nie i jeszcze raz nie jest głodne. Śniadanie nie chce się zjeść, gdy Trudność Większa pracowicie przeżuwa każdy kęs 5 minut. Później pasta do zębów, również samoczynnie, rozsmarowuje się na kranie i umywalce. Heroiczne ubrania podejmują przyśpieszony kurs pilotażu rytmicznie wznosząc się nad głowami i opadając na podłogę. Jak bosko! Po drugim lądowaniu czapki de Silva z błyskiem frustracji w oku wystawia Trudność Większą za drzwi i każe jej dokończyć ubieranie na schodach. Wychodzimy. Trudność Mniejsza zbiera kamyczki, listki, śrubki i co tylko się napatoczy. Większa wyje, że jej głowa zmarznie bez czapki. Docieramy do szkoły, gdzie Dzidek odzyskuje spontanicznie dobry humor, rozdaje buziaki i wyrusza na spotkanie z machiną edukacji szwajcarskiej. Pozostaje jeszcze odprowadzenie Mateo do niani. Biznes-plan wykonany!

W tramwaju spotykam sąsiadkę- potrójną matkę. Pytam jak minął jej poranek.
-Lepiej nie pytaj.-Odpowiada Sonia.

5 komentarzy:

Unknown pisze...

o jak to fajnie wesoło opisane, aż się uśmiechnąć można;)

u nas, to niestety sami się z Małym szykujemy, mąż wcześniej wychodzi... - więc ta sama osobista walka ze wstaniem, potem wyścig z momentem przebudzenia Małego - czy zdążę się ogarnąć, przygotować kanapki, odmrozić mięsko, nastawić pralkę.. najczęsciej zdążam i potem rozdzierający serce moment obudzenia kochanego Małego ciałka, które rześko o poranku wstaje tylko w weekendy;) obowiązkowo siku, najpierw namówić żeby siąść na nocnik, potem, żeby wstać z nocnika; na szczęście do ubierania butów już namawiać nie trzeba - Mały radośnie krzyczy "buty, buty"! potem godzinne paradowanie w krakowskich korkach przy przegryzaniu, popijaniu, podziwianiu wielkich kół ciężarówek, machaniu napotykanym sąsiadom w męczeńskich kolejkach... i jesteśmy w przedszkolku:)! a później tylko wejść z podniesioną głową do pracy z codziennie tym samym spóźnieniem ;)

Tomaszowa pisze...

Rodzicielstwo o poranku jest szczególnym obrazem tego, czym jest w ogóle - nieustannym treningiem charakteru, tolerancji, silnej woli. Szkołą przetrwania ;))))))

Pedro Medygral pisze...

Jakie Pani ma szczęście! Od dziecka wmawia się nam, że dorosłe życie to obowiązki i wyrzeczenia, ale ja już nie mogę się ich doczekać. Teraz mam sesje, którą nie wywołuje we mnie zadowolenia. Czekam na moment, w którym od realizacjo obowiązku nie zależy moje życie, a do czasu skończenia studiów tak jest. Dlatego z chęcią zamieniłbym się z Panią.

Ps Bardzo dziękuje za wpis, ale dopiero dzisiaj go zobaczyłem.

Gabi pisze...

To czego najbardziej nie lubię, to ciągłe przypominanie: synku jedz, załóż spodnie, umyj zęby, proszę, umyj zęby i tak prze ponad godzinę.
Prawdziwy trening cierpliwości.

Biznesplan pisze...

Myślałem, że znajdę tu więcej informacji o biznesplanie, lecz niestety nie. Za to odkryłem ciekawego bloga, którego zamierzam częściej czytać.

Pozdrawiam