19 kwi 2010

Słońce nad Genewą.

Bałam się poniedziałku. Przez dwa poprzednie dni dawaliśmy sobie radę, bo nie byliśmy sami. Mogliśmy porozmawiać w polskim gronie o katastrofie, o naszych odczuciach, o smutku, o szoku, o kruchości życia.

Weekend był słoneczny, ale wiejący wiatr Bise zmuszał wszystkich do kurczenia się w sobie, opatulania i krycia przed wichrem przenikającymi do szpiku kości. Nikt nie nosił dumnie zadartej do góry głowy, nikt nie cieszył się wiosennym słońcem. Bise wywiał radość z genewskich ulic i pogrążył je w atmosferze przemijania, dzięki czemu mogłam ulec złudzeniu, że moje prywatne rozterki wtapiają się w krajobraz i niczym się nie różnię od innych przechodniów.

W poniedziałek słońce nad Genewą wzeszło jak zawsze, bez opóźnień, bez żalu, bez trosk i jakby z lekka nietaktownie, bo przecież nie wypada tak radośnie świecić, gdy mnie i wiele innych ludzi pogrążyła żałoba. Gdyby to była scena z amerykańskiego filmu, z pewnością padałby deszcz, lub wszystko spowiłaby mgła. Jednak natura nie bawi się dwuznacznościami, nie znosi kiczu.
Bise przestał wiać, więc ludzie wyłaniali się spod wierzchnich ubrań niczym ślimaki wychodzące z muszli po minięciu zagrożenia. Przechodnie wyciągali szyje do słońca i nieśpiesznym tempem poddawali się trybom dnia roboczego.

W poniedziałek włączyliśmy się w machinę życia miasta. Każdy podążył do swoich obowiązków i zostaliśmy sami pośród innych narodowości niczym mali ambasadorowie. Bałam się. Nie jestem dyplomatą i nie jestem najlepszym kandydatem do reprezentowania Polski , nawet w niewielkim stopniu. Bałam się, że pytana przez kogoś dam upust mych lęków, zranień historii, rozdrapywania blizn, że nie sprostam roli "wdowy z godnością pogrążonej w żałobie". Lęki miały się czym karmić, byłam bowiem pewna, że będziemy rozmawiać o Katyniu- tydzień zaczynamy aktualnościami oraz ćwiczeniem konstrukcji zdań na kanwie doniesień prasowych.

Poniedziałkowy koktajl wiadomości jest zazwyczaj urozmaicony: trochę ciekawostek, jakaś katastrofa, coś śmiesznego. Najpierw dyskutujemy, potem odmieniamy, używamy wyrażeń frazeologicznych, poznajemy nowe słownictwo i konstrukcje. 12 kwietnia zaczęliśmy tydzień ćwiczeniami wokół śmierci człowieka, którego spotkałam. Trzymałam się; unikałam dyskusji, nie płakałam, choć szkliły mi się oczy na widok rozbitego skrzydła polskiego samolotu, obok zdjęcia nagich pasażerów z nowojorskiego metra świętujących wiosnę.

De Silvie koledzy z pracy złożyli kondolencje. Ktoś, kto zna ukraińskie realia, zadał kilka pytań, choć nie zmuszał mojego męża, by na nie odpowiedział.

Dzień się kończył. Słońce zniżało się zalewając miasto ciepłym światłem. Genewa oddychała spokojnym, zwyczajnym rytmem, jakby nic się nie stało, bo dla jej mieszkańców nic nadzwyczajnego się nie stało. Od soboty, od tej strasznej katastrofy zaciskającej serce każdego niemal Polaka wydarzyło się wiele: trzęsienie ziemi w Chinach, katastrofa kolejowa we Włoszech, wybory na Węgrzech, rozpoczęcie szczytu nuklearnego w Waszyngtonie, protest Senegalczyków przed siedzibą ONZ. Informacja o Prezydencie RP i pozostałych pasażerach Tupolewa została zepchnięta z okładki na dalsze strony w prasie. Genewa jest odporna na nieszczęścia świata; w przeciwnym razie musiałaby nosić żałobę cały czas.

6 komentarzy:

Tlingit pisze...

Jest dobrze. Póki nam wulkaniczny pył na dobre tego słońca nie zasłoni! (tfu tfu;)

Gabi pisze...

;-)

Tomaszowa pisze...

Właśnie jeśli chodzi o wulkan, to okazuje się, że zaspał. Zbudził się o kilka dni za późno...

Gabi pisze...

Prawda, że szkoda...

Tomaszowa pisze...

Gabi droga, a ja znowu w innej sprawie, tą drogą, bo nie znalazłam nigdzie na blogu Twojego maila :)
Jazdę na dwóch kółkach wspomogliśmy genialnym, jak się okazało wynalazkiem i właśnie chciałam Wam podpowiedzieć, może u Was też się sprawdzi. Zwykle widzę, że rodzice odkręcają kółka i montują za siodełkiem specjalny uchwyt, albo kij. Tomasz założył Stasiowi szelki (takie do nauki chodzenia). Trzyma się dziecko z tyłu, ono jedzie, ale nie czuje sztywnego oporu, jak przy kijku. Jeśli spada, rodzic ma w dłoni swoją część szelek i w porę reaguje. Naprawdę bardzo wygodne, skuteczne i bezpieczne.

Gabi pisze...

Bardzo cenna rada. Dziękuję.