Jednym z objawów bycia emigrantem jest obserwacja ojczystego kraju z pozycji turysty. Na co dzień mam ograniczony dostęp do krajowych mediów, dlatego korzystając ze sposobności i nadrabiam zaległości. Podpatruje postawy, przysłuchuję się debatom. Nasz ostatni krótki pobyt w rodzinnych stronach zaowocował kilkoma obserwacjami; pocztówkami z Polski.
Po tygodniu obserwacji zarysował mi się obraz krajowej feministki. Rozumiem też doskonale o co chodzi czołowym działaczkom wypowiadającym się, jak twierdzą, miedzy innymi w moim imieniu. Kobietom dzieje się w Polsce źle: parlamentarzyści zmuszają je do pełnienia "ról żywych inkubatorów", mężczyźni szaleją na bankiecie życia, na których one muszą być kelnerkami, a wszystkiemu winien jest kler zabraniający in vitro i antykoncepcji. "Moja macica-moja sprawa"-głosi hasło bojowych feministek. Państwo powinno wspierać decyzje kobiet oraz łożyć na zabiegi (pro lub anty wedle ich życzenia) ale bez wtrącania się w ich prywatne sprawy. Społeczeństwo nie ma prawa decydować za płeć piękną, zmuszać ją do jakichkolwiek postaw ale powinno bulić za konsekwencje podejmowanych przez nią decyzji, wszak gdyby nie ona, nie byłoby społeczeństwa.
Poza tym przedstawicielki słabej płci mają trudniej i stąd pomysł parytetów, czyli odpowiednika komunistycznych punktów za pochodzenie. Mężczyzną jest być łatwo i trzeba to zmienić. Wystarczy, że na poziomie dostępu do edukacji faceci mają wyrównane szanse. Kobiety zatem należy wspierać w uzyskiwaniu funkcji, o które zabiegają. Życie ich nie oszczędza: szybciej dojrzewają niż ich zdziecinniali, samczy rówieśnicy, ich uroda szybciej przemija, wcześniej dopada ich problem przekwitania, a na domiar złego zmuszone są przez badania statystyczne do dłuższego życia i męczenia się na tym łez padole. Niech chociaż dostęp do życia zawodowego będą miały ułatwiony.
W oczach feministek faceci są wrogim gatunkiem, zmuszają kobiety do pełnienia służalczych ról społecznych. Są szowinistami, a zależnie od światopoglądu albo traktują płeć piękną jak obiekt swych chorych obsesji seksualnych, albo jak klacze rozpłodowe. Przecież kobiety są wyjątkowe, słabe, piękne, wyzwolone, niezależne i same wiedzą co dla nich dobre. Nikt nie będzie im mówił jak mają żyć.
Czuję dumę słysząc telewizyjne wypowiedzi działaczek feministycznych. Nareszcie jest ktoś, kto mówi wprost o co mi -kobiecie powinno chodzić, jak powinna wyglądać moja wolność. Nareszcie ktoś potrafi nazwać moich wrogów, którzy od zarania dziejów gnębili płeć słabą monogamią, wtłaczaniem w role matek i żon, zmuszaniem do parzenia herbaty czy praniem cudzych gaci.
Czuje dumę, gdy feministki mają odwagę sprzeciwić się stanowczo obowiązkowym badaniom profilaktycznym w kierunku raka szyjki macicy i raka piersi wykonywanym przy okazji uzyskiwania atestu zdrowotnego przed podjęciem pracy i w czasie jej trwania. Argument był nie do odrzucenia: „to moja macica i moje piersi”. Jeśli co piąta kobieta w Polsce chce umrzeć z powodu tych chorób, to ma do tego prawo i żaden parlamentarzysta nie będzie jej zmuszał do profilaktyki. Obowiązkowo wykonywane zdjęcia rentgenowskie klatki piersiowej, badania okulistyczne, analizy krwi- te nie budzą wątpliwości, nie godzą w feminizm ani w kobiety, ale regularne badanie piersi jest aktem najwyższego szowinizmu przepełnionego ponadto "językiem nienawiści".
Twarz polskiego feminizmu serwowana w mediach przez wciąż te same cztery panie napawa mnie dumą i optymizmem. Ciekawa jestem na ile okaże się skuteczny?
PS. Dla tych, którzy brnąc przez cynizm słów nie mogą znaleźć ich sensu (lub, co gorsza, podejrzewają mnie o myślenie).
Jestem feministką. Pragnę żyć w kraju jako równouprawniony obywatel. Chcę być szanowana jako kobieta i jako człowiek. Chcę mieć równy dostęp do pracy, wykształcenia. Nie chcę specjalnego traktowania, nie uważam się za mniej pracowitą, czy mniej zdolną od mężczyzn. Chcę równych praw a nie sztucznych przywilejów. Jako kobieta nie czuję się ograniczana ani przez parlamentarzystów ani przez kler. Nie potrzebuję wojen, nie potrzebuję dopatrywania się w każdym szowinisty lub wroga.
Obraz feminizmu w Polsce jest wypaczony do jednej opcji kobiet wojowniczo lewicujących, które w mojej opinii, nie mają do zaoferowania żadnych cennych wartości, stąd ich ciągła tendencja do szukania wrogów. Media polskie ograniczają obraz feministek do kilku postaci z jednego kręgu i jest to obraz dalece kaleki. Ponadto tym paniom żywo obecnym na forum publicznym nikt nie dał prawa wypowiadania się w imieniu organizacji kobiecych, tym bardziej moim własnym. Zrzeszające 57 organizacji kobiecych Forum Kobiet Polskich sprzeciwia się wielu propozycjom (jak parytety), czy stanowiskom zajmowanym przez postacie znane z debat telewizyjnych. Szkoda, że głos rozsądnych kobiet nie jest interesujący dla polskich mediów. Szkoda, że do debat są zapraszane jątrzące konflikty postacie, którym w świetle mych obserwacji, zależy głównie na rozgłosie, a nie na poprawie sytuacji Polek. Te panie wypowiadające się swobodnie przed kamerami wolą szukać zagrożeń feminizmu, dopatrywać się we wszystkim "męskiej świni" niż zaproponować realne rozwiązania w kluczowych tematach jak równość zatrudnienia, profilaktyka chorób masowo zabijających kobiety, czy pomoc coraz liczniejszym samotnym matkom.
Gdy widzę kolejną wrzawę pt pani Alicja T. oraz czy aborcja jest usunięciem ciąży, czy zabójstwem dziecka, ręce mi opadają. Hasła głoszone przez lewicujące wojowniczki jak to o macicy, osamotnia kobiety, powoduje, że matka (czy też przyszła matka) pozostaje z problemem sama. Działaczki mówią o prawach, ale nic o odpowiedzialności, chcą wolności na poziomie nastolatków - "to moja sprawa i już,a ty rodzicu (rządzie) daj kasę". Moim zdaniem, niezależnie od kształtu ustawy jest potrzebne zaplecze pomocy w podjęciu decyzji, uświadamianie o możliwościach i konsekwencjach wyborów. Złagodzenie ustawy jest daremne jeśli nie zadbamy o wsparcie kobiet i ich partnerów, jeśli nie rozwiniemy pomocy psychologicznej, doradztwa by podejmowali decyzje bez lęków, mitów, by wybierali rozwiązanie najlepsze, a nie najprostsze, czy po prostu modne. Jeśli zaś chcemy, by ustawa antyaborcyjna była restrykcyjna, potrzeba pomyśleć nad wparciem dla tych, którzy dzieckiem z różnych względów zająć się nie mogą, bądź nie chcą jak pomoc finansowa, ośrodki wczesnej adopcji, domy samotnej matki (które w znacznej części są prowadzone przez ów znienawidzony kler).
Wojownicze feministki robią też jeszcze jedną złą rzecz- odcinają kobiety od mężczyzn. Nie mówią o odpowiedzialności ojca dziecka, czy męża. Zupełnie jakby kobiety stanowiły odrębny gatunek żyjący z boku drugiej płci, która dodatkowo jest wrogo nastawiona. Obraz polskiej feministki przez nie kreowany jest fatalny. Nic dziwnego, że pod jego wpływem powstało hasło "Jesteś głupia, brzydka i wredna-zostań feministką." O jaką kobietę walczą lewicujące panie? Czy na prawdę chodzi o to by być "wyzwoloną" niewiastą, samotną ale zadowoloną, że się całemu światu pokazało kto tu rządzi?
15 paź 2009
Pocztówka z Polski- feminizm.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
9 komentarzy:
Tak się akurat składa, że własńie wróciłem ze spotkania z ks Gancarczykiem tj. redaktorem Gościa NIedzielnego.Było to spotkanie z cyklu Poruszyć Niebo i Ziemię organizowane przez ASK Soli Deo.Ks powiedział słowa,z którymi w pełni się utożsamiam. Rozumie on kobiety, które z jakiś względów poddają się aborcji, ale nie może zrozumieć, że ktoś z góry broni aborcji jako prawa przysługującego kobiecie.
Rzecznik Praw Obywatelskich powiedział, że feministki nie chcą dobra kobiet,a w gruncie rzeczy są nieszczęśliwe. Po tych słowach
przeszła medialna burza. Media próbują wmówić społeczeństwu, że to feministki są reprezentatntkami kobiet. Kobietom natomiast wmawiają, że feminizm w wersji lewicowej to jest jedyna możliwa droga, nie pokazując żadnej alternatywy.Da się tylko słyszeć słowa Ligi - "Samiec Twój wróg"
Lewicowe feministki nie są nawet reprezentantkami feministek polskich, a co dopiero wszystkich kobiet.
Aborcja jest tematem ważnym moralnie, ale marginalnym z punktu widzenia codziennego życia Polek. Boli mnie bardzo, że przez robienie rozgłosu wokół siebie i sprzeciwianiu się obowiązkowym badaniom profilaktycznym (darmowych, powszechnych) skazuje się tysiące kobiet na straszną śmierć. I jak tu lubić te baby?
Na marginesie przyznam się, że sprawdzanie czy Pani odpisała na posta jest równie intrygujące ui niepokojące, jak sprawdzania wyników egzaminów w Usosie.
Ps Walka w próżni nie ma sensu, musi być temat.
Myślę, że bardzo trafne są te Twoje obserwacje "z boku". Owszem, dużo mówi się o tym jak, co i komu ułatwić, jak pozbyć się problemu. A niewiele o tym jak zapobiegać, edukować, wychowywać, nie dopuścić do pojawienia się tegoż "problemu". W wielu kwestiach tak jest.
I wielu chciałoby żyć nie biorąc odpowiedzialności za własne czyny i decyzje, a w ogóle najlepiej byłoby nieodpowiedzialność uczynić przywilejem i zagwarantować ją sobie w konstytucji.
Czy szwajcarski feminizm jest inny?
Szwajcarski feminizm nie rzuca się w oczy medialnie, przynajmniej mi się nie rzucił.
Inna sprawa, że tutejsze prawodawstwo mniej mnie mnie obchodzi niż to co dotyczy Polski.
No własnie nie. Zwłaszcza ostatni akapit mi się nie podoba. To najbardziej w polskim feminizmie lubię, więc ciii, proszę nie mówić takich rzeczy. Gdybym, ach gdybym nie był katolikiem... natychmiast zostałbym feministą i to zagorzałym, jeździłbym po kraju od Tarnowa po Jastarnię i w remizach strażackich wołał: "Dość już mówienia Wam co macie robić, nie będzie Wam kler nakładał ciasnego kagańca, macie pełne prawo do współżycia z kim chcecie i kiedy chcecie (np. ze mną, po przemówieniu, jako forma ideologicznego protestu), a potem macie pełne prawo do aborcji" Toż to raj... rozmarzyłem się... babeczki bez zahamowań, które w razie wpadki całą kwestię odpowiedzialności za dziecko wezmą na siebie, wyskrobią się i z bani. Och...
Uważaj Adamie, bo ktoś będzie gotów Ci uwierzyć ;-))
Witaj. Też jestem młodą mamą. I prawdopodobnie już niedługo mieszkanką Genewy dzieląc Twój los żony przy mężu pracującym w organizacji międzynarodowej :) Też z wyższym wykształceniem. Też jestem feministką. Tylko nie masz racji szydząc z parytetów i feministek rodzimych. Jest taka dobra książka: Magdalena Środa "Kobiety i władza".Poczytaj. Wiem, że to trudne w półporządku i chaosie życia codziennego, ale może się uda. Trzymam kciuki i pozdrawiam!B
Do zajrzenia do tej pozycji namawia mnie moja kumpelka z niedalekiej Francji, więc może się dam przekonać. Ale przekonań raczej nie zmienię.
Prześlij komentarz