10 sie 2009

Dlaczego de Silva?

Zagapiłam się i przespałam drugie urodziny bloga. Tak, tak to już tyle męczę się przed klawiaturą, wypisuję co mi ślina na język przyniesie i prześladuję niektórych czytelników. Dlatego nadrabiam opóźnienie umieszczając notkę urodzinową, w której jak w poprzednim roku, uchylę rąbka tajemnicy.

Dlaczego de Silva?
Otóż we Francji, podobnie jak w francuskojęzycznej Szwajcarii, mieszkania w blokach nie posiadają numerów. Tradycja sięga korzeni budki gospodarza domu znajdującej się w bramie. Dozorca cieszący się wówczas dużym zaufaniem społecznym weryfikował wchodzących, odbierał pocztę, kierował zainteresowanych do odpowiedniego mieszkania. Na drzwiach wejściowych widniała tabliczka, na której zamiast numeru wygrawerowane było nazwisko lokatora. W Polsce z resztą bywało dawniej podobnie. Tylko że w zaściankowym kraju nad Wisłą postęp się przyjął, a we Francji nie. Dlatego tabliczka z nazwiskiem przy drzwiach do mieszkania lub skrzynce na listy jest tak istotna. Bez niej nikt do nas nie trafi, jak i nie doręczy korespondencji.

Zatem najważniejszym elementem przy zmienianiu mieszkania jest zainstalowanie etykiety z własnym nazwiskiem. Etykiety są zamawiane przez agencję wynajmu, bądź spółdzielnie mieszkaniową i są charakterystyczne dla każdego budynku. Wykonuje je rzemieślnik, by było ładnie. Kolejna typową sytuacją jest umieszczanie nazwiska poprzednich lokatorów, by mogli oni odebrać pocztę od tych, których nie zdążyli poinformować o zmianie adresu.


Wprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Po kilku dniach dostaliśmy zestaw tabliczek na drzwi i skrzynkę na listy, na których widniały następujące nazwiska; Barnaba Delcambre (właściciel), Petter i Zyta Zajcik (poprzedni lokatorzy), Valeria Arragorna (prawdopodobnie też poprzednia lokatorka) oraz de Silva (to znaczy my). Problem polegał na tym, że my się nie nazywamy Silva. Mąż zadzwonił do agencji z wyjaśnieniem i prośbą by tabliczkę poprawiono. Przeliterował rozmówczyni trzy razy nasze raptem sześcioliterowe nazwisko, jednak ta nadal jak katarynka powtarzała "tak, tak de Silva". Mąż mój zatem tłumaczył dalej, że nie jesteśmy Portugalczykami i przeliterował po raz czwarty wydawałoby się proste 6 liter alfabetu łacińskiego. Tym razem wydawało się, iż pani zrozumiała. Niestety po kilka dni później dostaliśmy tabliczkę z tym samym błędem. Teraz piszemy podanie do agencji licząc, że słowo pisane sprawi mniej trudności.

Po otrzymaniu trzeci raz tabliczek z nazwiskiem "de Silva" poddajemy się. Mąż przepisuje wszystkie nazwiska odręcznie na tekturce i umieszcza na skrzynce na listy. Odbieramy korespondencję dla wszystkich, po czym oddajemy ją adresatom z wyjątkiem Valerii Arragorny, której nikt nie zna.
Po 4 miesiącach okazuje się, że pani Valeria wprowadziła się do tego samego bloku w podobnym czasie co my i specjaliści z agencji przez pomyłkę umieścili jej nazwisko na naszej tabliczce. Nie muszę dodawać, że przez owe miesiące nasza sąsiadka nie otrzymała ani jednego listu, gdyż wszystkie przychodziły do nas. Sporządziliśmy więc własnoręcznie nowa etykietkę, tym razem bez Arragorny.

Po roku naszej bytności agencja wystosowała do nas pismo, iż zauważono, że posiadamy tabliczkę, która nie spełnia norm estetycznych budynku (w zasadzie nie spełniała żadnych norm estetycznych, gdyż nagryzmolił ją mąż mój osobistym, kulfoniastym stylem, który trudno nazwać stylem pisma). Agencja jest gotowa oni ją wymienić bez dodatkowych kosztów. Tak oto na klika tygodni przed wyprowadzeniem się do innego mieszkania (w innym kraju) dostaliśmy fachową etykietkę z naszym własnym nazwiskiem, baz błędów, bez lokatorów-widm, a w dodatku spełniającą normy estetyczne bloku.

Gabi (nie, nie!!!) de Silva

6 komentarzy:

Pedro Medygral pisze...

Coraz bardziej przekonuje się, że czytanie bloga podnosi moje walory intelektualne. Przez dwa lata zastanawiałem się dlaczego na skrzynce pocztowej naszej lokatorki nie było numeru tylko nazwisko. Teraz już wiem. Dzięki Pani Gabi.
W związku z tym chciałbym zapytać się o inną nurtującą mnie kwestię. Nie jest ona związana z Szwajcarią, ale Młoda Matka wie wszystko. Dlaczego podczas przemówienia w Izbie Gmin, niektórzy deputowani na chwilę wstają. Domyślam się o co chodzi, ale pewny nie jestem.
Co do nazwiska. W tym przysdku pednir chodxi o nie doklrde czynanke.
Podobno do przeczytania nie potrzebujemy poczatku wyrazu.

Gabi pisze...

Ubodło mnie do żywego! To ja się staram całą sobą być ignorantką, a Pan mi wmawia, że wszystko wiem. Cały trud na nic...ech..
A tak na serio, to nie wiem dlaczego oni wstają (ze strony zawodowej skłaniam się ku zdiagnozowaniu dyskopatii w odcinku lędźwiowym w stanie podostrym). Może nasz znajomy Brytyjczyk znajdzie inne wytłumaczenie.

PS. A jak się rozwijają plany najazdu na Genewę? czy w te wakacje spocznie Pan jedynie na Budapeszcie?

Pedro Medygral pisze...

Odpisuje po dłuższym czasie ponieważ byłem na działce, a ostatni wpis został uczyniony przypadkowo (znalazłem sieć Wi-Fi w stodole)

Na wstępie chciałbym uspokić naszych przyjaciół Szwajcarów. Nie mam zamiaru najechać Szwajcarii, moja wizyta byłaby wpełni pokojowa. Niestety Światowa Rada Kościołów straciła szanse na dobrego wolontariusza.
W tym roku nie spoczołem tylko na Budapeszcie byłem także w Słoneczny Brzegu. Gdyby jeszcze doszła Genewa byłoby super, ale życie płata figle i... trzeba się z nimi pogodzić. Gdybym znalazł czas to wybrałbym opcje Genewa- Taize-Genewa.Choć nie wykluczam, że w przypływie energii polece na weekend.

Pedro Medygral pisze...

Gdy wszystko sobie zaplanujemy, zjawia się jedna osoba i wszystko odwraca dogóry nogami.
To Pani pytanie o najazd na Genewę wywołało we mnie wielkie poruszenie. OCzywiście objawia się ono w codziennym sprawdzaniu połączeń lotniczych i myślach o pojechaniu. Chciałbym się spytać czy w Genewie lub okolicy są hostele, albo przynajmniej tanie hotele? Ceny w internecie odstręczają mnie od spełnienia obietnic.

Gabi pisze...

Szczerze pisząc, nie znam tutejszych hosteli. Musiałabym poszukać w necie, a na to ostatnio czasu mi brakuje.
Co do środka transportu, to mogę polecić listę dyskusyjną Polaków w CERNie. Bardzo często ktoś jedzie samochodem i poszukuje kompana podróży. Wychodzi to taniej i znacznie szybciej niż autokar.
Natomiast z tanimi połączeniami do Genewy bywa ciężko

Pedro Medygral pisze...

Czy mogłaby Pani podać jakiś namiar na to forum?
Co do biletów lotniczych ja najtańszy znalazłem za 568zł w obydwie strony, wydaje mi się, że stosunkowo to jest tanio.
Zainspirował mnie pewien chłopak, który pielgrzymuje do miejsc świętych autostopem. W wieku 18 lat pojechał stopem do Hiszpani, aby potem przejśc Camino. Podobnie udał się do Genewy i Brukseli, a w tym roku pojechał rowerem do Ziemi Świętej. Gdybym ja umiał znaleźć w sobie tyle odwagi i rzeczywiście wypłynąć na głębie.(www.kryvan.pl)

Ps Jak Pani myśli czy można byłoby przenocować w jakiejś parafii?