4 gru 2007

Czy chronić przed śmiercią?

Dziś będzie na poważnie.
Rzecz zacznę od naszych znajomych, którzy przebywają już od wielu lat za granicą. Kilka dni temu stanęli przed smutnym faktem śmierci jednego z rodziców a zarazem dziadka ich dzieci, z którym kontakty były bardzo nikłe (nie tylko z powodu dzielącej ich odległości).
Ta smutna sytuacja rodzinna zrodziła, oprócz żalu, rozterki wychowawcze pt czy zabierać dzieci na pogrzeb do Polski. Oni postanowili nie zabierać argumentując, że ich 10 letnie pociechy kiedyś będą musiały uczestniczyć w pogrzebie (tu nasi znajomi mówili o sobie) a obecnie można im zaoszczędzić emocji.
Omawialiśmy ten temat z de Silvą w domu. Jakie jest nasze zdanie w kwestii wprowadzania Dzidka w ten element życia społecznego? Prz okazji zdałam sobie sprawę, że przebywanie na emigracji izoluje od problemów związanych ze starością, cierpieniem czy śmiercią.
Dla nas- dorosłych te elementy życia są naturalne , jednak nasze dzieci dorastając poza krajem nie mają z nimi w ogóle kontaktu. Nasi bliscy starzeją się i chorują w Polsce. Tutaj mamy młodych znajomych, sprawnych, zdrowych i to z nimi spędzamy wolny czas. Zdarza się, że pójdziemy rodzinnie na ślub lub chrzest lecz nie stajemy z dziećmi w sytuacjach związanych z przemijaniem. Nawet 1 listopada nie odwiedzamy grobów bliskich z rodziny, tak jakby cała ta sfera nie istniała.
Czy dobrze jest izolować dzieci od przykrych i trudnych sytuacji związanych z chorobą bądź śmiercią?

Otóż nie wiem i nie zamierzam nikogo krytykować. Jednak razem z mężem doszliśmy do wniosku, że rolą rodziców jest przygotować dzieci do dorosłego życia, w tym do nieubłaganego przemijania. Naszym zdaniem wychowanie to nie tylko rozmowy ale też przykład przez własne zachowanie i wprowadzenie w sytuacje społeczne. Cenne jest, gdy dzieci widzą, jak się opiekujemy starszymi osobami (mimo, iż czasem bywa to trudne i uciążliwe), gdy uczą się, że np babcia nie może biegać i trzeba pilnować aby regularnie brała lekarstwa, lub zrobić jej zakupy.
Sądzę, że mimo własnych rozterek nie należy unikać styczności dzieci z trudnymi problemami. Oczywiście nie można ich drążyć i rozdrapywać. Jednak kto inny, jak nie my, może wprowadzić nasze dziecko z miłością oraz potrzebną mu delikatnością w tematy przykre a jednocześnie nieuniknione?

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Witaj
Przeczytałam Twój dzisiejszy wpis,podzielę się więc swoimi myślami na ten temat.
Wiele lat temu moi Rodzice mieli ten sam dylemat-wprowadzić małe jeszcze dzieci w niezrozumiały świat śmierci czy nie.Miałam wtedy 8 lat,mój brat 7.Nagle zmarła nasza Babcia.Rozpacz i próby wytłumaczenia nam co się stało pamiętam do dziś.A potem w dzień pogrzebu,wbrew całej dalszej rodzinie oburzonej decyzją moich Rodziców,pojawiliśmy się na pogrzebie.Rodzice długo z nami rozmawiali,tłumaczyli dlaczego,co i w jaki sposób się odbędzie,wyjaśnili nam wszystko na miarę naszego wieku.I choć było to szokiem to myślę,że była to mądra decyzja.Od tamtej pory wiedzieliśmy co znaczy śmierć,przemijanie,starzenie się.Było to tym bardziej dla nas namacalne,że dotyczyło osoby najbardziej ukochanej na świecie.
Później podobne wydarzenia nie były w naszym dziecięcym,idealnym świecie katastrofą.Od tamtej pory wiedzieliśmy i rozumieliśmy,wiedzieliśmy jak sobie poradzić z takimi silnymi i złymi emocjami.
Myślę,że wielu rodziców nie docenia tego,jak wiele dzieci rozumieją,jak trafnie odgadują emocje swoich rodziców,nawet jeśli oni z dziećmi nie rozmawiają i starają się je chronić,aż będą starsze.Czasem trzeba małe dziecko potraktować "po dorosłemu",żeby mogło sobie poradzić z emocjami które w nim siedzą.
W każdym razie,mając przykład moich Rodziców ja tak będę wychowywać swoje dzieci.
pozdrawiam.

Gabi pisze...

Bardzo dziękuję za wypowiedź.
Sądzę, że dzieci potrafią rozumieć naturalność sytuacji. Jeśli staramy się przed nimi coś zataić, to ten temat wywołuje więcej emocji, niż gdy go wytłumaczymy. Pisząc "naturalność" mam namyśli obecność w życiu społecznym a pogrzeb jest jednym z elementów takiego życia.
Poza tym unikanie trudnych tematów czyni nasze dzieci całkowicie bezbronnymi wobec nich.
Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Jako dziecko bylam na wszystkich pogrzebach, jakie sie w rodzinie odbywaly. Nikt mi nic nie tlumaczyl, wychodzilo jakos tak naturalnie, starosc, smierc, pogrzeb... Pamietam b. silne emocje ale przeciez pogrzeb po to jest, zeby je przezyc. Zreszta nie uwazam zeby byly zle. Sa nieprzyjemne jednakze potrzebne. AsiaBe

Gabi pisze...

Dzięki za komentarz. Zgadzam się z Tobą. My myślimy podobnie, mimo że Dzidek jeszcze nie miała okazji być w takiej sytuacji.
Pozostaje jeszcze kwestia wieku dziecka. Czy wprowadzać w ten temat niezależnie niego?
Buziaki

adam pisze...

Nie. Jeśli umarł ktoś, kogo nieobecności nie da się wytłumaczyć, bo to mama tata mieszkający razem dziadek, to są dwie możliwości:
- mówisz, że ktoś był chory, albo, że potrącił go samochód, czy co tam i umarł i poszedł do Nieba (o ile sama w to wierzysz, jak nie, to nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym) i dajesz spokój pogrzebowi
- mówisz to samo i zabierasz na pogrzeb i adekwatnym do wieku językiem (o ile to w ogóle możliwe w tym temacie) mówisz co się dzieje, raczej używając sformułowań opisujących rzeczywistość niż tłumacząc dlaczego (na zasadzie: "tak się robi"). Doprowadzając do tego, że "teraz dziadek będzie tu". Bo nie żyje. Jak ktoś nie żyje, to jest na cmentarzu. Jest - nie leży, nie mieszka.
To wszystko powyżej przed 7 rokiem życia. W jednym i w drugim wypadku ryzykujesz:
- niezrozumienie i lęk w pierwszym, bo w sumie nie wiadomo co się stało i co to znaczy nie żyje. Takie znikanie ludzi budzi lęk.
- zapobiegasz problemom powyżej (bo nie ma znikania "bez powodu", "wiadomo" co się z człowiekiem stało), ale jak Ci się 3 latek rzuci na trumnę i będzie krzyczał "wyjdź", albo "nie zasypuj!", to już wiesz, że zrąbałaś i trauma pewnie nie mniejsza jak przy nakryciu rodziców w trakcie, jak by tu, dynamicznego zbliżenia.
Gdyby chodziło o moje dzieci nie zabrałbym na pogrzeb, odpowiedziałbym na pytania na ile możliwe, pokazał grób po fakcie.
Jeśli szczawik skończył 7 lat - na pierwszy pogrzeb (daj Boże kogoś, do kogo dziecko nie przywiązane było) zabierasz, tłumacząc wszystko co i jak, jeśli nie było okazji wcześniej, czyli cała metafizyka z przemijaniem + Niebo + uwarunkowania kulturowe, jeśli potrzeba epidemiologiczne (poważnie, nie wszystkie dzieci w tym wieku wiedzą i rozumieją, że nie można nie grzebać zmarłych).
Na każdy kolejny jeśli chce. Oddzielną sprawą jest żegnanie zmarłego, ale to na zupełnie inny odcinek.

Gabi pisze...

W dużej mierze się z Tobą zgadzam.