3 paź 2010

Pocztówka z Polski- grzybobraniem Ojczyzna stoi.

W tajemnicy przed światem pojechaliśmy w rodzinne strony. Nie dostaliśmy bowiem urlopu dla Dzidka ze szkoły.
Szczęśliwie jesień była w tym roku hojna w ciepło, słońce i grzyby. Cała Polska wyruszyła zatem za zewem natury uprawiać nasz sport narodowy. Wyposażeni w kosze, wiaderka i scyzoryki, obuci w kalosze rodacy oddali się na poszukiwania grzybów, które tego roku można było dosłownie kosić. Akcja jest niczym pospolite ruszenie, któremu poddają się wszyscy niezależnie od wieku, stanu, płci czy przynależności partyjnej- istna gorączka podstawczaków.

Spotykani znajomi mówili tylko o podgrzybkach, kaniach i prawdziwkach. Ekspedientka w sklepie przepraszała za ciemne palce, których nie udało się jej domyć po porannym grzybobraniu. Ulubiona fryzjerka poszła na urlop- na trzy dni zaginęła w lesie z koszykiem wiklinowym. U ortodonty zaś spotkałam nareszcie kogoś takiego jak ja- inną osobę, która też zamykając oczy widzi grzyby. Wszyscy żyli grzybobraniem. Ba, nawet pewna rodzina, której obcy jest nasz sport narodowy (zapewne z uwagi na wymieszanie krwi włoskiej z kresową) na obiadek uraczyła nas zebranymi właśnie przez ich sąsiadkę maślaczkami.
Inne narody mają piłkę nożną, koszykówkę, jedzenie hamburgerów, a my lubimy włóczyć się poprzez knieje w nadziei napotkania czegoś, czym nie wytrujemy całej rodziny. Polaków łączy temat zbierania grzybów niczym mistyczne, pierwotne spoiwo. Troski odchodzą w cień, aktualności tracą rangę i nawet podwyżka podatków w ramach liberalizmu stosowanego nikomu nie jest straszna.

Na koniec pobytu, tuż przed odlotem, ojczyźniany program informacyjny uraczył nas reportażem z poligonu. Wojskowi przed rozpoczęciem ostrzelania lasu, ogłaszali rozpoczęcie manewrów przez megafon i krzyczeli w ów las. Po chwili z okrzyczanego, a jeszcze nie ostrzelanego ogniem artyleryjskim boru wychodzili gromadnie grzybiarze- niby zaskoczeni, rzekomo ze skruchą, dzierżąc wspaniałe okazy prawdziwków. Ach, jak nie kochać Polski?

PS. W ramach osobistych sukcesów poczytuję sobie fakt, iż mąż mój ślubny w tym roku uzbierał koszyk podgrzybków, zamiast tradycyjnych śmieci (butelek, puszek), które się przed nim nie chowały w przeciwieństwie do jadalnych podstawczaków. Lata zabierania go do lasu w ramach mężczyzny do towarzystwa przyniosły owoc.

4 komentarze:

BlogiMam.pl pisze...

Witaj Gabi! Zapraszamy do nas:)))

Pedro Medygral pisze...

Grzybobranie to jedna z najwspanialszych rzeczy pod słońcem. Nie ma nic lepszego od znajdowania wielu grzybów na raz, tego nie da sie opisac.

A kiedy Pani wróciła do domu, bo ja właśnie się wyprowadziłem.

Gabi pisze...

Drogi P, czyżby Pan też należał do maniaków grzybobrania? Fantastycznie!

Anonimowy pisze...

owszem należe, ale gdy nie ma grzybów zapał gaśnie.
p