Zasępiłam się nad brzydką stroną języka: wulgaryzmami, epitetami, przekleństwami. Niby nie wypada mięsem rzucać, ale poznając język obcy przydałoby się kilka pojęć znać. Warto by zrozumieć obcojęzycznego rozmówcę choćby tylko po to aby widzieć, że właśnie nas obraża, a nie opowiada o nowych trendach w malarstwie.
Brzydkie słowa istnieją ba, ewoluują. Śledzą zmiany kulturowo-społeczne, oddają to co w duszy gra przeciętnemu przedstawicielowi "tu i teraz". Jeszcze kilkaset lat temu w Europie epitety najnegatywniejsze były powiązane ze sferą religii. Stąd ich nazwa "przekleństwa". Przeklinano w złości życząc spalenia się żywcem w piekle czy wyzywano od bezbożników. Słów, które u naszych pradziadków budziły głęboką odrazę bądź lęk ściskający gardziel, dziś my używamy jako zawołania oddające rozemocjonowanie lub jako inne "niewinne przecinki".
Świat poszedł do przodu, a dawne wulgaryzmy spowszedniały. Obecnie w języku dominują brzydactwa pijące do seksualności. Zamiast wyzwać sąsiada od heretyków, ateistów, czy wypomnieć mu domniemanego ojca z piekła rodem, współczesny Europejczyk napomknie coś o niemoralnym prowadzeniu się matki, a zamiast odesłać rozmówcę do czarta, każe się pocałować w zad. Czyż współczesny Iksiński "na poziomie" mógłby zwymyślać bliźniego inaczej?
-Mógłby, gdyby na przykład był Azjatą. W krajach orientu bowiem przeklina się porównując do zwierząt- im brzydsze, brudniejsze, i żrące co popadnie, tym wulgaryzm obraźliwszy. Zaś najdobitniej jest stwierdzić, że czyjaś matka jest psem (lub to napisać np turyście w postaci oryginalnego tatuażu- pamiątki z wycieczki do Chin). Podejrzewam, że przeciętny Azjata byłby dalece zgorszony słysząc gdy mówię do synów, że jedzą jak świnki, lub nazywając ich "moimi małpeczkami". Wot, inna kultura!
Istnieję też słowa, które kiedyś były eleganckie, naukowe, by z czasem nabrać dalece negatywnego charakteru i całkowicie zatracić swój pierwotny sens. Cudownym przykładem, nie tylko na polskim gruncie, może być słownictwo dotyczące osób niepełnosprawnych. Określenie "kaleka" czy "chromy" nabrało tak dalece pejoratywnego znaczenia, że od wielu lat przestano ich formalnie używać. Gdy wpadnie nam w ręce starsze wydanie podręcznika do ortopedii, czytamy go niemal z wypiekami na twarzy. Wyrazy tam użyte są dalece niepochlebne, nazwy chorób gorszące, poniżające. Perełką w tej kategorii są określenia w dawnej klasyfikacji upośledzenia umysłowego: kretyn, imbecyl, debil i idiota, które dziś w języku mówionym występuję jedynie jako wyzwiska.
Ewolucja wulgaryzmów jest fascynująca, nieprawdaż?
Jakiś czas temu byłam świadkiem zachowań młodocianych Amerykanek, które postawiły pod znakiem zapytania moją znajomość języka angielskiego. Wydawało mi się, że nasiąknąwszy jak gąbka treściami zawartymi w filmach Tarantino, co jak co ale wszelkie brzydkie słowa poznałam. A tu, proszę, niespodzianka!
Dziewczęta ewidentnie nie darzyły się sympatią. Dodatkowo, odczuwały wewnętrzny imperatyw uzewnętrznienia wzajemnych relacji, co przybrało formę agresji słownej. Posypały się wyzwiska począwszy od lżejszego kalibru- niskiej oceny intelektu i braku klasy. Potem nawiązano do sprzętów domowych i przedmiotów higieniczno-sanitarnych, by dotrzeć do cór Korytnu i innych odpowiedników tajnego hasła w Seksmisji. Gdy zaś eskalacja epitetów sięgnęła maksimum, dziewczyny wzięły się za łby aż pierze leciało. Wydawało mi się, że nie zrozumiałam tych ostatnich wyrazów przychylających czarę goryczy. Słyszałam je, ale to nie mogło być to.
Gdy pierze opadło, jedna z Amerykanek pochwaliła koleżankę.
-Dobrze, że jej przylałaś! Powiedziała, że jesteś gruba! Należało się jej!
"Gruba"- ten wyraz jak żaden inny rozwścieczył dziewczyny ogałacając je z resztek opanowania. Wszystkie wcześniejsze określenia, synonimy ścierek, panien lekkich obyczajów, można było przełknąć. Różne krótkie formy na literę F też uszłyby płazem z wyjątkiem tego jedynego "FAT". Wybuchły, bo siła epitetu nie pozostawiała im wyjścia- musiało dojść do rękoczynu. Ta zniewaga krwi wymaga!
Kto by pomyślał, że to takie brzydkie słowo.
18 paź 2010
Brzydkie słowa.
Autor: Gabi o 22:03
Etykiety: język, konwenanse, różnice kulturowe
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Może tamta po prostu była gruba? Ew. czuła się taka?
Wygląd nie miał tu nic do rzeczy,na prawdę.
Ciekawa jestem, czy nowe pokolenie zacznie wołać "fat you", zamiast innego, popularnego wykrzyknika.
Fat you, kupuję to!
Dawno nie czytałam tak dobrej rzeczy o przeklinaniu :)
Prześlij komentarz