Jako przyszli rodzice drugiego dziecka prowadzimy od kilku dobrych miesięcy propagandową akcję wobec naszego pierworodnego. Nasza domowa indoktrynacja przebiega kilkupłaszczyznowo.
1. Zaznajomienie z „Dzidziusiem”.
Opowiadamy Dzidkowi o mającym przyjść maleństwie, snujemy sielskie wizje o karmieniu piersią, zmienianiu pieluszek i myciu w wanience małego braciszka lub siostrzyczki. Oczywiście bez ściemy, jakoby się można było z dzidziusiem bawić czy porozmawiać; wiadomo, że będzie spał, jadł i płakał.
Kiedy mały „alien” kopie w moim brzuchu, Dzidek przykłada rączkę i próbuje te przejawy życia zaobserwować.
Kolejnym krokiem było pójście wspólne na USG i oglądanie przyszłej siostrzyczki/braciszka. W ten sposób nasz synek dowiedział się przy okazji, że każdy posiada serduszko.
2. Wizja rozstania.
Przygotowujemy Dzidka do mojej kilkudniowej nieobecności w związku z porodem. Tłumaczymy, że pojadę do szpitala etc. Zaś w listopadzie pojechałam na czterodniowy kurs i de Silva został porzucony na pastwę naszego dwulatka, co, jak się okazało, nie było wyzwaniem ponad siły dla moich facetów.
3. Na przykładzie...
Wykorzystaliśmy minione święta Bożego Narodzenia, aby wprowadzić w temat i pokazać, że inni też spodziewają się, rodzą i mają dzieci. Oczywiście z tego wątku najbardziej podobał się motyw stajenki pełnej baranków, osiołków i bydlątek.
Czytamy książeczki o podobnej tematyce. Przypadła nam do gustu pozycja o żółwiu Franklinie, któremu ma się na wiosnę urodzić siostrzyczka oraz „J’élève mon bebe”- tomisko dla młodych matek okraszone ilustracjami.
4. Powtórka materiału.
Raz na jakiś czas pytam Dzidka o różne treści à propos drugiego dziecka i przy okazji dowiaduję się wielu ciekawych rzeczy. I tak braciszek będzie się nazywał Szymek (po koledze, który wybył do Krakowa), natomiast dzieweczka nie inaczej jak Anemon (czyli tak jak siostra żółwia Franklina).
Zaś na pytanie, gdzie mama pojedzie urodzić dzidziusia, odpowiedział bez wahania „Do Betlejem”.
Mamy jeszcze ponad dwa miesiące na propagandę, może mi się zatem uda rodzić gdzieś bliżej niż w Ziemi Świętej a i ewentualną córeczkę nazwać bardziej przystępnie (bo wersja Szymek dla chłopca przypadła mi do gustu).
24 lut 2008
Detronizacja Dzidka
Autor: Gabi o 18:05
Etykiety: dziecko, wychowanie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz